Strona i jej zaufani partnerzy korzystają z plików cookies m.in. w celu personalizacji reklam, prowadzenia statystyk. Możesz sprawdzić, jakie pliki cookies są wykorzystywane, oraz wyłączyć je w ustawieniach.

Prof. Pacześniak: Największym przegranym wyborów jest ten, kto pierwszy dobiegł na metę

Zdjęcie ilustracyjne

Prof. Pacześniak: Największym przegranym wyborów jest ten, kto pierwszy dobiegł na metę. „Jeżeli chodzi o partie polityczne to największym przegranym wyborów parlamentarnych – co jest kuriozalne i paradoksalne – jest ten, kto dobiegł pierwszy na metę, czyli Zjednoczona Prawica. Największym wygranym natomiast obywatele, którzy poczuli się zmobilizowani do tego, żeby wyrazić swoje zdanie – zarówno po stronie zwolenników obecnie rządzącej ekipy, jak i zwolenników opozycji. Frekwencja jest bezprecedensowa” – mówiła w Rozmowie w południe w RMF FM i Radiu RMF24 mówiła prof. Anna Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Jak podkreśliła, do przegranych zaliczyłaby również dwie mniejsze partie opozycyjne.

„Konfederację – wynik 6-7 proc. nie pozwala na zrealizowanie obietnicy, czyli „wywrócenia stolika”, jakkolwiek ta obietnica chyba nie była do końca realna i Lewicę, która w porównaniu do wyniku sprzed 4 lat, mocno osłabła. Natomiast myślę, że nagrodą pocieszenia dla Lewicy może być realna możliwość współuczestniczenia w nowej większości rządzącej” – zaznaczała.

Prof. Anna Pacześniak odniosła się również do niezwykle wysokiej frekwencji. „Po pierwsze byliśmy mocno mobilizowani i to niezależnie od poglądów politycznych, że to są przełomowe wybory. Politycy zawsze o tym mówią, co cztery lata mówią o tym, że stawka wyborów jest wysoka. Ale tym razem naprawdę poczuliśmy, że mówią prawdę. Mimo że oczywiście ten przekaz był dosyć skomplikowany w tym sensie, że tak naprawdę politykom zależało, żeby zmobilizować tylko swoich wyborców. To się jak widać nie udało” – tłumaczyła.

„To jest również swego rodzaju przebudzenie kobiet, które jeszcze kilka tygodni przed wyborami były niezdecydowane nie tylko na kogo zagłosować, ale przede wszystkim czy pójść na wybory. Ruszyła wtedy szeroką ławą frekwencyjna mobilizacja kobiet. I młodzi ludzie, którzy podobnie, jak w 2007 roku, poczuli, że muszą wyrazić swoje zdanie, że nie tylko protesty na ulicach, które miały miejsce chociażby w 2020 roku są ważne, ale również w ten tradycyjny sposób partycypowania w polityce, jakim jest chodzenie na wybory” – dodała ekspertka.

Zdaniem politolożki sformułowanie rządu przez obecną opozycję nie będzie trudne ani jakoś szczególnie czasochłonne. „Dlatego że mimo iż nie udało się stworzyć wspólnej listy, udało się już wspólnie stworzyć pakt senacki i taką listę problemów, na które to problemy wszystkie partie opozycyjne mają podobne zdanie. I to zarówno jeśli chodzi o relacje z Unią Europejską, jak i w ogóle stosunki międzynarodowe, poprawa pozycji Polski właśnie na arenie międzynarodowej. I co niezwykle ważne z punktu widzenia wewnętrznej polityki, to jest powrót, prawdziwa reforma zasady separacji władzy, przede wszystkim władzy sądowniczej od władzy wykonawczej. Tutaj nie będzie żadnych problemów” – wyjaśniała.

Jej zdaniem, problemy mogą się rozpocząć przy uzgadnianiu wspólnych kroków jeżeli chodzi o politykę społeczno-kulturową. „Dlatego że tutaj chociażby taki sztandarowy przykład to jest złagodzenie ustawy aborcyjnej. Wiemy, że Trzecia Droga miała trochę inny pomysł niż Lewica i Koalicja Obywatelska, czyli nawoływała do referendum. Wiemy, że referendum – i pokazuje to również przykład wczorajszego – nie ma dobrej prasy w Polsce. Poza tym chyba nie oczekujemy jako obywatele, żeby pobudzać nas do kolejnej dyskusji, wzniecać emocje. Dlatego że wystarczy spojrzeć na sondaże i widać, że jest wola, aby ta kwestia zliberalizowana” – mówiła prof. Pacześniak.

A jak będzie wyglądała współpraca prezydenta z nowym koalicyjnym rządem opozycji? Zdaniem politolożki dowiemy się tego już po pierwszym kroku prezydenta. „Raczej nie spodziewam się, że skieruje ten pierwszy krok w stronę lidera opozycji, bo to nie będzie zrozumiałe dla zwolenników Zjednoczonej Prawicy, którzy jednak oczekują, że Jarosław Kaczyński wskaże osobę, która ten rząd będzie próbowała skleić” – mówiła.

„Ale być może słuchając tego, co powiedział wczoraj Jarosław Kaczyński podczas wieczoru wyborczego, mówiąc, że są pierwsi po raz trzeci z rzędu, co nie musi się przełożyć na stworzenie rządu i trzecią kadencję, to pokazuje, że Jarosław Kaczyński po pierwsze przygotowuje opinię publiczną, że PiS przejdzie do opozycji. A po drugie – być może jest to taki niebezpośredni sygnał dla Andrzeja Dudy, że porozmawiajmy, czy w ogóle jest sens, żeby tę misję powierzać liderowi wygranego ugrupowania, czyli PiS-owi” – dodała ekspertka.

Ekspertka odniosła się również do wciąż wysokiego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. „To byłby dobry wynik, gdyby te wybory zostały przeprowadzone w sposób uczciwy i równy” – mówiła. „W tym sensie, że każdy z aktorów politycznych, którzy biorą udział w tej potyczce wyborczej, dysponowałby podobnymi zasobami. Po to np. wprowadzono limity finansowania kampanii wyborczej, żeby zwłaszcza te największe partie, również największa partia opozycyjna, miały podobne możliwości w wydatkowaniu środków” – wyjaśniała.

„Natomiast – po pierwsze – zorganizowanie w tym samym czasie referendum sprawiło, że tak naprawdę partia rządząca dysponowała niekończącymi się zasobami finansowymi, aby tę kampanię podkręcić. A po drugie – kwestia zaangażowania tak naprawdę całego aparatu państwowego na rzecz rządzących, jeżeli tak na to popatrzmy, to ten wynik wydaje się na dopalaczu, jednak niezbyt wysoki” – zaznaczyła.

Cała rozmowa na RMF24.pl.