„Prawdopodobieństwo, że powtórzy się taka sytuacja, jak w Przewodowie (…) jest znikome” – zapewniał w Porannej rozmowie w RMF FM Jakub Kumoch. Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej uważa, że wprowadzenie w Polsce systemu wysyłania ostrzeżeń przed ewentualnymi nalotami w pobliżu granicy polsko-ukraińskiej byłoby „straszeniem mieszkańców przygranicznych miejscowości czymś, co nie nastąpi”.
„Pojawiał się kilkukrotnie taki postulat, że kiedy jest alarm przeciwpowietrzny w obwodzie lwowskim (w Ukrainie – przyp. red.) to również rozbrzmiewają syreny w naszych miasteczkach czy wsiach przygranicznych. Alarmy obwodach Ukrainy są codziennie, kilka razy dziennie” – argumentował Kumoch.
„Nie mówię, że w przyszłości takie decyzje nie będą przyjmowane” – zaznaczył jednak polityk. Kumoch poinformował, że śledztwo w sprawie uderzenia rakiety w Przewodów nadal trwa.
„My też nie powiedzieliśmy, że na 100 proc. wiemy (co się stało w Przewodowie – przyp. red.). Mówimy tylko, która teoria jest bardziej prawdopodobna. Skoro śledztwo się jeszcze toczy to są jakieś pytania, na które muszą zostać udzielone odpowiedzi” – podkreślił Kumoch.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej przyznał, że postawa prezydenta Ukrainy w kontekście incydentu na Lubelszczyźnie „nie jest przyjemna”. Wołodymyr Zełenski mówił w czwartek, że nie wie, co stało się w Przewodowie, ale jest pewien, że na terytorium Polski spadł rosyjski pocisk.
„Inaczej byśmy chcieli, żeby to było komunikowane, ale rozumiemy człowieka, który prowadzi wojnę” – powiedział Kumoch. Polska strona twierdzi, że najprawdopodobniej to ukraińska rakieta spadła na Przewodowo, zabijając dwie osoby i był to nieszczęśliwy wypadek.
„Dopuszczenie ukraińskich śledczych (do Przewodowa – przyp. red.) jest spełnieniem minimalnego wymogu. Jeżeli komuś stawia się pewną teorię, która nie jest dla niego do końca korzystna, to warto, żeby mógł sam naocznie się przekonać i ewentualnie przedstawić swoje kontrargumenty. To elementarna zasada sprawiedliwości i dobrze się stało, że śledczy z Ukrainy zostali dopuszczeni na miejsce” – dodał.
Więcej na RMF24.pl.