
32-letnia Justyna z Dębicy zmarła po wielu godzinach spędzonych na SOR-ze tamtejszego szpitala, w drodze na operację w Rzeszowie. Mąż kobiety, jej mali synowie, wciąż nie mogą pogodzić się z jej nagłą śmiercią. Ich zdaniem lekarze nie zrobili wszystkiego, co mogli, by zapobiec tragedii. Po kilku tygodniach dyrektor szpitala, którego Justyna była pacjentką, zabrał głos w sprawie. Odpiera pojawiające się zarzuty – informuje fakt.pl.
Jak ustalili bliscy Justyny, dopiero 7 minut po północy, czyli siedem godzin po przyjęciu 32-latki na SOR, karetka wyjechała z nią w drogę do Rzeszowa. Ale podczas transportu doszło do nieoczekiwanych komplikacji. Doszło do zatrzymania akcji serca, w związku z czym kobieta trafiła do szpitala w pobliskim Sędziszowie Małopolskim. Tam zmarła o godz. 1.15. Osierociła dwóch synów w wieku 12 i 7 lat.
Mąż Justyny ma żal do personelu szpitala w Dębicy za opieszałość w działaniach. — Przecież można było wezwać śmigłowiec, można było po prostu wcześniej jechać na Rzeszów. Może dziś Justyna by żyła — mówił „Faktowi” pan Krzysztof.
Cały artykuł znajduje się tutaj.
źródło: fakt.pl